Ruchy i stowarzyszenia
Prace remontowe
Inne
Msze Św. niedzielne:
06:30
08:00
09:30
11:00 – suma; w II i IV niedziele miesiąca - chrzty
12:30 – z udziałem dzieci
14:00 -oprócz lipca i sierpnia
17:00 – akademicko-młodzieżowa
19:00
Msze Św. codzienne:
06:30
07:30
12:30
18:00
Msze Św. codzienne w lipcu i sierpniu:
07:00
07:30
18:00
Kancelaria:
wtorek – piątek 10:00 – 12:00
oraz 16:00 – 17:30
- w I piątki miesiąca - nieczynna
sobota - 10:00 – 12:00
W lipcu i sierpniu:
wtorek - piątek
16:00 - 17:30
Kontakt:
tel. dyżurny:
+48 517 401 639
e-mail:
olsztyn.nspj@archwarmia.pl
Kochaj bliźniego swego |
Wpisany przez Marta Romańska |
Słowa refrenu pewnej piosenki religijnej brzmią: "Kochaj, powtarzasz ciągle mi, kochaj, nie będziesz wtedy sam."Wszyscy jesteśmy bardzo zajęci. Rzucamy się w wir pracy, działania. Rzadko starcza nam czasu na to, co najważniejsze. Jesteśmy tak pochłonięci naszymi planami i sprawami, że gdy spotykamy leżącego na ziemi - dosłownie i w przenośni - człowieka, brakuje nam już dla niego czasu. Zastanówmy się czy nasza praca nie jest ucieczką przed drugim człowiekiem? Może zagłębiamy się w działanie, bo tak naprawdę nie chcemy spotkać ludzi, boimy się ich. Boimy się, że coś nieoczekiwanego z ich strony wytrąci nas z równowagi, zachwieje naszym poczuciem "ciepełka" i bezpieczeństwa.Każde spotkanie z drugim człowiekiem otwiera przed nami wiele możliwości. Każdy z nas znajduje się w sytuacji, z której nie wiadomo, co wyniknie. Odwiedzasz chorego, a on pyta, kiedy znów przyjdziesz? Rozmawiasz z kimś pogrążonym w depresji i czujesz, że na tej jednej rozmowie się nie skończy. Tylu zranionych ludzi potrzebuje przewodnika, przyjaciela, brata, kogoś kto doda otuchy, pomoże, wysłucha. Odczuwamy to, zbliżając się do ludzi i ich potrzeb. Zadajemy sobie pytania, co dalej? Co z naszym stylem życia, naszą rodziną, obowiązkami? Przychodzi wtedy moment, kiedy mówimy "nie!". Nierzadko ta naturalna obrona jest zdrowym odruchem opartym na rzeczywistości. Obowiązki, rodzina, delikatne zdrowie... Zastanówmy się jednak, dlaczego mówimy "nie" ? Czego i kogo tak naprawdę bronimy? Większość z nas broni raczej swego stylu życia. Dlaczego? Jeśli spojrzymy we własne wnętrze, zobaczymy, że wartości uznane przez nasze społeczeństwo są w nas głębiej zakorzenione niż wartości Ewangelii. Bronimy naszego sposobu życia i każdy, ktokolwiek go podważa, jest dla nas zagrożeniem, bo wymaga, by ten styl porzucić. A nam przecież szkoda zrezygnować z naszych zainteresowań, ciekawych programów w telewizji, ulubionych książek. Charakter naszego życia wiąże się także z funkcją, którą pełnimy. Każdy z nas posiada swój szczebel na drabinie hierarchii społecznej, którego się trzyma. Aż tu nagle słyszymy słowa Jezusa: "Chodź!" Nie możemy uczepić się niczego konkretnego, słyszymy tylko "Chodź i zobacz". Chcąc iść za Jezusem, musimy otworzyć się na innych ludzi. Są jednak i tacy ludzie, którzy, owszem, przychodzą, przystają, patrzą i zaczynają prawić kazania. Pamiętajmy, że słowa mogą utworzyć mur między ludźmi. Ktos mówi do alkoholika, że powinien przestać pić, że to szkodliwe dla zdrowia. On nie musi tego słuchać, bo nie potrzebuje wyjaśniania zasad. Zna je. Potrzebuje natomiast, by ktoś dał mu siłę, motywację i chęć życia. Jeśli ktoś przestaje kraść, to nie dlatego, że mu powiedziano, że źle postępuje. Jemu potrzeba siły, więzi z kimś, kto da mu nadzieję i odwagę, pokój i miłość, dzięki którym nie będzie kradł, narkotyzował się, pił, popadał w depresję. Potrzeba mu kogoś, kto by go wysłuchał. Wysłuchać, znaczy zrozumieć nie tylko znaczenie słów i gestów. Wysłuchać, to pojąć dlaczego ktoś milczy, wczuć się w jego potrzeby. Nie mówmy więc ludziom, czego im potrzeba, ale bądźmy z nimi i słuchajmy ich!!! Niedawno miałam możliwość wysłuchania transmisji radiowych z dwóch spotkań z Richardem Cohen'em Amerykaninem, którego Pan Jezus uzdrowił z homoseksualizmu, a który obecnie jest szczęśliwym mężem i ojcem trojga nastolatków. Zanim nastąpiło to uzdrowienie, które było żmudnym i trudnym procesem przez dwadzieścia pięć lat ten człowiek szamotał się, każdego dnia wył z bólu, chciał umrzeć, bo ten ból istnienia był nie do zniesienia! Jak sam twierdzi, przez ten czas źle się modlił, bo chciał aby Bóg zabrał te złe uczucia, ten potworny ból. Przełom nastąpił dopiero wtedy, gdy dowiedział się, że jego modlitwa powinna wyglądać zupełnie inaczej! Od tej pory zaczął wołać: "Panie, postaw na mojej drodze ludzi, którzy pomogą mi przez to przejść!" Jak to sam określa: "wtedy potrzebowałem Boga z ramionami", potrzebował doznania, doświadczenia CZYSTEJ MIŁOŚCI i to właśnie wyrażonego przez obecność i postawę drugiego człowieka. I Pan Bóg dał mu, postawił na jego drodze trzy kobiety i trzech mężczyzn. Kobiety dawały mu miłość macierzyńską, a mężczyźni-ojcowską. To dzięki tym osobom, które z troską czułością i zdrową, bezinteresowną miłością, której dotąd nigdy nie zaznał towarzyszyły mu, podtrzymywały i kiedy była taka potrzeba, obejmowały ramieniem bądź to ojcowskim bądź matczynym. Nasza cywilizacja wywiera ogromny wpływ na życie ludzkie i wskazuje nam, jacy powinniśmy być i co powinniśmy posiadać. Jednak prawda jest taka, że aby być szczęśliwymi, potrzebujemy nie tylko zaspokojenia potrzeb materialnych, ale też duchowych i psychicznych. Trzeba zatem zorganizować miejsca, gdzie ludzie będą mogli się spotkać i mówić o swoich potrzebach. Obecne społeczeństwo i jego funkcjonowanie jest wynikiem dezintegracji grup mniej lub bardziej naturalnych, takich jak rodzina czy środowisko. Człowiek jako jednostka uwolniona od rozpadających się i wciąż kwestionowanych środowisk: rodzinnego, kościelnego, państwowego, przeżywa w większym niż kiedyś stopniu poczucie wyobcowania, zagubienia i zagrożenia, odczuwa samotność. Jest to sytuacja sprzyjająca tworzeniu podziałów. Dlatego jedyną propozycją wyjścia z tej sytuacji jest stworzenie przez wspólnoty chrześcijańskie nowej kultury. Według Jeana Vanier'a "wspólnoty nie zmieniają struktur politycznych, ale przede wszystkim serca i dusze osób należących do społeczeństwa, pokazując im nowy wymiar osoby ludzkiej, wymiar wewnętrzny, wymiar wzajemnego dzielenia się." We wspólnocie każdy ma odkrywać, że potrzebuje innych osób. Potrzebuje ich, aby nauczyć się kochać i przebaczać. "Mogę kochać i wybaczać dlatego, że mi wybaczono. Przyjęcie miłości rodzi miłość, a jej pierwszym ogniwem jest miłość Boga". Przebaczenie drugiemu człowiekowi nie może istnieć bez przebaczenia samemu sobie, bez zrozumienia i przyjęcia własnej słabości. Nasz stosunek do drugiej osoby jest określany stosunkiem do samego siebie. Aby pomóc innym, by móc kochać, muszę popracować nad sobą, lepiej zrozumieć siebie, umieć pogodzić się z własną niedoskonałością. Nie jest to wcale łatwe. Istnieje w nas bowiem lęk przed naszą słabością. Każdy chce uchodzić przed innymi i przed samym sobą za dobrego i mocnego. Ale wierzcie mi, przyznanie się i przyjęcie swojej słabości nie oznacza wcale rezygnacji z pracy nad sobą. Przeciwnie, chodzi o to, by móc rozwijać się, zaczynając od tego, kim się rzeczywiście jest, a nie od tego, kim chciałoby się być lub jak inni chcieliby mnie widzieć. Zobaczcie, czy Bóg mówi: "Odmówiłeś 10 różańców dziennie, byłeś 5 razy na Mszy św., odprawiłeś pokutę, 10 pielgrzymek do Lourds, do Fatimy i do Rzymu, przeczytałeś ileś książek religijnych, byłeś na iluś spotkaniach modlitewnych, klęczałeś na zimnej podłodze..." ? NIE! Bóg mówi:" Byłem głodny, byłem spragniony...", On mówi o człowieku! I to wszystko w czym uczestniczymy: modlitwa, Eucharystia, wspólnota czy grupa modlitewna, małe grupki dzielenia, ma służyć temu, by człowiek był człowiekiem, by kochał. Ja nie mówię, że to wszystko co przed chwilą wymieniłam jest złe, bo to jest dobre!!! Ale to wszystko ma pomagać w dążeniu do pełni człowieczeństwa! Zatem ani wspólnota, ani modlitwa, ani przyjmowanie Sakramentów, ani Kościół nie jest celem samym w sobie, to wszystko jest drogą, sposobem, środkiem, jakby narzędziem, przez które coś się w nas dokonuje. Dużym zagrożeniem dla osób początkujących jest uczynienie celu życia ze wspólnoty, Kościoła, modlitwy, z satysfakcji modlitewnej. Pan Jezus nie mówi: "Jeśli będziesz miał mocne przeżycia religijne to zapraszam cię do Królestwa Bożego." On mówi: "Byłem spragniony, byłem smutny, byłem opuszczony, niechciany..." To jest prawda Ewangelii! Jezus mówi:" Ja jestem tutaj, pośród was, w twoim bracie, w twojej siostrze, w twoim mężu, w twoim dziecku." Panie, a on taki złośliwy, a Ty w nim jesteś? Ja nie mogę Ciebie dojrzeć. Dlaczego? Dlatego, że patrzymy na siebie, na swój ból, koncentrujemy się na sobie, na naszych często chorych potrzebach, zranieniach. Trwa niezrozumienie, zamiast się komunikować my tylko wymieniamy informacje. Nie wystraczy we wspólnocie znaleźć sobie małe grono przyjaciół. Trzeba dążyć do otwartości na potrzeby innych, zwłaszcza osób nowych, czy tych, co szczególnie źle się mają. Jest pokusa, by ograniczać swe kontakty do tych, którzy nam bardziej odpowiadają, są mili, atrakcyjni, inteligentni, zaspokajają nasze potrzeby dobrego samopoczucia. Miłość we wspólnocie - jeśli jest prawdziwa - nie ogranicza się do małego grona wybranych. Tak potrafią postępować także ludzie niewierzący. Im człowiek jest bardziej okaleczony duchowo, psychicznie, im więcej zaznał w życiu zła - tym bardziej potrzebuje miłości. Miłość jest najgłębszą potrzebą ludzkiego serca. Brak miłości owocuje chorobami i to zrówno ciała jak i duszy. Miłość leczy. Trzeba mieć czas, serce nie tylko dla tych, których już zdąrzyliśmy bliżej poznać i polubić, ale należy podejmować inicjatywę kontaktu wobec tych, których znamy mniej, tych którzy są po ludzku mniej atrakcyjni czy wręcz trudni. Gdyż bez tego można stworzyć jedynie "towarzystwo wzajemnej adoracji", ale nie chrześcijańską wspólnotę!!! Dobrą do tego okazją, takim "specjalnym" czasem może być np. wspólnotowy wyjazd do Dobrego Miasta, który zorganizowaliśmy trzy tygodnie temu, ale również czas przed lub po spotkaniu modlitewnym. Tylko jak zdążyliście się już zorientować to przeważnie tego czasu nam brakuje. Więc, aby stworzyć taką możliwość dzisiaj gromadzimy się wokół stołu... W świątyni, w kościele najważniejszy jest ołtarz, to wokół niego gromadzi się miejscowa wspólnota wiernych, aby włączyć się w obchodzenie w liturgii misterium odkupienia. W każdy domu, w każdej rodzinie takim miejscem spotkania i celebrowania powinien być stół. Wspólnota to też swoista rodzina! Bł. Matka Teresa mówiła, że "aby miłość była prawdziwa, musi-przez modlitwę-zrodzić się z Boga. Jeśli będziemy się modlić, będziemy umieli kochać, a jeśli będziemy kochać, będziemy zdolni do służby." Nasze spotkanie zaczęliśmy od modlitwy, więc JEŚLI W MODLITWIE NAPRAWDĘ SPOTKAŁEM SIĘ Z MIŁUJĄCYM BOGIEM, BĘDĘ MIAŁ POTRZEBĘ SPOTKANIA Z CZŁOWEKIEM. |